wtorek, 27 grudnia 2011

Płoć


Autorem artykułu jest Olsen



Płoć - najpopularniejsza i najczęściej łowiona ryba naszych wód. Niemalże każdy wędkarz zaczynał od płotek - dość łatwych do złowienia. Duże osobniki to już jednak inna bajka - to trofeum nielicznych specjalistów.


Płoć (rutilus rutilus) jest rybą rozpowszechnioną prawie w całej Europie (z wyjątkiem rejonów leżących na południe od Alp) i jedną z najliczniej występujących w wodach stojących i wolno płynących. Od podobnej do niej wzdręgi płoć można łatwo odróżnić: ma ona płetwę grzbietową osadzoną przed przednim krańcem płetw brzusznych, czerwoną tęczówkę oka, płetwy brzuszne, odbytowa i ogonowa przyjmują natomiast barwy od żółtej do jasnoczerwonej. Otwór gębowy tej ryby jest niewielki, ustawiony końcowo, zęby gardłowe położone są w jednym rzędzie. W wodach zamkniętych, zawierających zbyt mało drapieżników płoć potrafi się nadmiernie rozmnożyć - nie rośnie wtedy i stanowi poważną konkurencję pokarmową dla innych, cenniejszych gatunków ryb. Dorasta zwykle do 30-40 cm długości, osiągając ciężar 0,5-2kg. Dożywa wieku 15 lat.

Niektóre płocie żerują w morzu, a trą się w wodach słodkich – jest to anadromiczna forma płoci występująca w Bałtyku. W zależności od termiki wody, rozród płoci następuje z końcem kwietnia lub początkiem maja. Samica składa ikrę na zatopionych roślinach lub korzeniach drzew. W starszych zbiornikach zaporowych, gdzie brak jest odpowiedniego substratu, potrafi składać jaja również na podłożu skalnym lub żwirowatym, przy brzegach. Samica, zależnie od wielkości osobniczej, może złożyć do kilkudziesięciu tysięcy różowych jaj o średnicy około 1 mm. W okresie tarła płoć zbiera się w duże stada i dlatego właśnie jej tarliska pokryte są całymi kobiercami ikry. Narybek płoci żywi się planktonem, ryby starsze larwami owadów, małymi mięczakami i owadami zbieranymi z powierzchni wody. Płoć żyje w stadach i żeruje gromadnie.

Dla sportu wędkarskiego płoć ma duże znaczenie - jest rybą wysoko cenioną we wszystkich konkursach i zawodach. Płoć daje się łowić prawie przez cały rok, nawet pod lodem. W chłodnych porach roku lepsze wyniki daje stosowanie przynęt pochodzenia zwierzęcego (larwy ochotek, robaczki, muchy), latem lepsze są przynęty roślinne (różnego rodzaju ciasta, kukurydza, konopie). Dobrze jest często zmieniać zarówno przynęty, jak i zanęty.

Krótko mówiąc płoć jest rybą, która "zmusiła" wędkarzy do eksperymentowania jak żaden inny gatunek. W wodach Europy Środkowej płoć, bardzo pospolita, nie jest uznawana za cenny gatunek. Natomiast na zachodzie i północnym zachodzie naszego kontynentu uważana jest za jedną z najbardziej cenionych ryb połowów sportowych, również pod lodem.

---

Ryba Życia


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 22 grudnia 2011

Miętus- "rzeczny dorsz".


Autorem artykułu jest Michał Piejdak



Złapać miętusa to jest dopiero wyzwanie. Ja okazałem się dużą cierpliwością i wytrwałością, aż w końcu nadszedł ten piękny dzień. Coś niesamowitego.To prawdziwy kosmopolita! W Europie nie występuje praktycznie tylko na Półwyspie Pirenejskim, we Włoszech i Grecji.

Poza tym jest wszędzie - a im dalej na wschód, tym większe osiąga rozmiary. W Polsce 3 kilogramowy okaz to już gigant, podczas gdy w okolicach Bajkału łowi się regularnie osobniki dochodzące do 30 kilogramów i osiągające 120 centymetrów długości. Jest o czym pomarzyć.

Miętus należy do rodziny dorszowatych. Podobnie jak dorsz preferuje niższe temperatury, a jaja (w liczbie przekraczającej milion) składa bezpośrednio do wody.Narybek kryje się pod kamieniami i innymi przeszkodami dennymi, zresztą tak jak sztuki dorosłe. Jeszcze jedna cecha łączy miętusa z dorszem - smak mięsa, które jest delikatne i chude. W obu przypadkach za przysmak uchodzi wątroba, którą koniecznie trzeba poddać obróbce cieplnej, by nie złapać pewnego nieprzyjemnego pasożyta z typu płazińców. Wypuszczanie złowionych ryb uwalnia nas od kulinarnych dylematów.

Tarło miętusa przypada na okres zimowy, dlatego okres ochronny tej ryby trwa od grudnia do lutego (nie obowiązuje jedynie w Odrze poniżej ujścia Warty za to wymiar ochronny wynosi tam 30 centymetrów- w pozostałych wodach 25 centymetrów). Listopad jest więc doskonałą i chyba najlepszą porą na wieczorną zasiadkę.

Miętusy są drapieżnikami, polującymi aktywnie nawet na dość duże ryby. Nie gardzą padliną ani ikrą. Są żarłoczne ale żerują chimerycznie- zazwyczaj przy nagłych zmianach ciśnienia, wyróżniając się w tym elemencie spośród innych gatunków, zazwyczaj niepobierających wtedy pokarmu

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 16 grudnia 2011

Spinningowanie - początki.


Autorem artykułu jest Krzysztof Łuczyk



Spinning - niezbędne informacje dla początkujących wędkarzy. Poznaj różne techniki i wypracuj sobie najbardziej skuteczną.
Sposoby połowu.
W metodzie spinningowej łowienia ważna jest technika rzutu.

Łowienie spinningowe dla początkujących.

Sposoby połowu.

W metodzie spinningowej łowienia ważna jest technika rzutu. Początkujący wędkarz musi niemało się natrudzić, żeby wykonać precyzyjny rzut, zwłaszcza gdy zamierza posłać przynętę tam, gdzie drapieżnik często może czekać na swoją upragnioną „rybkę”. A są to miejsca przy trzcinie, konarach, zaroślach, kamieniach itp. Konieczne jest niewątpliwie zadbanie o to, żeby wędzisko było dopasowane do ciężaru przynęty. Zazwyczaj na każdym wędzisku znajdziemy informacje dotyczące tego, jakiej wagi przynęty powinniśmy stosować. Minimalne odstąpienie od zaleceń nie jest aż tak wielkim „przestępstwem” i na pewno nie przyczyni się do braku jakichkolwiek brań, ale zaleca się, aby parametry podpowiadane zachowywać. Wtedy niewątpliwie łatwiej uczyć się poprawnych rzutów.

Chcę spróbować.

Weź więc do ręki wędzisko, złap prawą ręką za uchwyt wędki, chyba, że jesteś leworęczny, postaraj się, aby uchwyt kołowrotka umocowany do wędki znajdował się pomiędzy palcem serdecznym i środkowym. Otwórz następnie kołowrotek i przytrzymaj żyłkę palcem wskazującym przyciskając ją do wędziska. Bądź cierpliwy, staraj się dokładnie wykonywać każdy ruch, bo łatwo się nauczyć byle jak i później po prostu się męczyć. Jeśli jesteś już gotowy, aby wykonać rzut spróbuj najpierw wykonać go zza głowy i poślij przynętę początkowo na „czyste” miejsce. Pamiętaj, żeby przed rzutem żyłka z przynętą zwisała od szczytówki ok. 20 – 30cm. Jeśli nie odszedłeś zbytnio na prawo lub lewo od wyglądanego przez siebie miejsca i nie rzuciłeś zbyt blisko czy daleko, to jest już to pierwszy krok, z którego powinieneś się cieszyć. Gdyby okazało się inaczej, to po prostu próbuj dalej, aż do skutku. Nie zapomnij przy tym, że po energicznym zamachu wędziskiem musisz w odpowiednim momencie puścić żyłkę, co czasami nie zawsze wychodzi i mamy niespodziankę – przynęta spada do wody blisko, albo nieco dalej od nas, ale niestety zrywamy wtedy żyłkę. Nabranie wprawy w tym sposobie rzutu może okazać się naprawdę pomocne zwłaszcza wtedy, gdy będziemy chcieli rzucić dokładnie w wybrane przez nas miejsce, a będziemy mieli jakieś boczne przeszkody, które uniemożliwią nam trzymanie wędziska inaczej niż nad głową.

Próbuj inaczej.

Przy tych samych założeniach co wyżej możemy nauczyć się rzutów bocznych, które można wykonać z obu stron. Wędzisko należy wówczas prowadzić równolegle do wody, z energią, od prawej do lewej strony.

A może warto i tego spróbować.

Zakładamy, że jesteśmy np. wśród zarośli i trudno nam wyobrazić sobie rzut zza głowy czy boczny. Jest sposób, który pozwoli nam dokładnie wycelować zwłaszcza, gdy odległość nie jest wielka. Wystarczy wędzisko trzymać przed sobą i wykonać taką delikatną „podrywkę” z dołu do góry.

Powyższe sposoby spinningowania, dobrze opanowane, pozwalają nawet początkującemu dopasować je do warunków w jakich chce wędkować. Jeśli warunki na to pozwolą można oczywiście wykorzystać wszystkie sposoby wyrzutów.

To jeszcze nie wszystko.

Nie wystarczy zdobyć umiejętność precyzyjnych rzutów, chociaż czasami zdarza się, że przynęta zaraz po kontakcie z wodą wzbudzi zainteresowanie drapieżnika i od razu mamy emocje, bo szczytówka zaczęła drżeć i panicznie, szybko kręcimy kołowrotkiem, żeby zdobycz przyciągnąć jak najbliżej siebie i najchętniej, przy pomocy podbieraka wyciągnąć ją z wody, złapać głęboki oddech i poczuć ulgę, a i pewnie satysfakcję, że ćwiczenia przynoszą skutek zaraz na początku. Pomimo jednak tych wyjątkowych raczej zdarzeń warto pamiętać, że przynęta po zanurzeniu się w wodę powinna symulować ruch uciekającej, energicznej rybki. Żeby tak było musimy delikatnie podciągać wędzisko, spowalniać lub przyspieszać kręcenie kołowrotkiem. Musimy to robić, bo to daje gwarancję niespodziewanego efektu. Nie popełniajmy błędu i nie wykonujmy ciągle tych samych ruchów – róbmy wszystko, aby „czyhać” jak drapieżnik i spontanicznie z energią wykonujmy ruchy, pamiętając przy tym, że i atakujący traci energię. Czasami warto przynęcie dać szansę, aby stała się „leniwa”, a wtedy jej „poddanie się” zmobilizuje drapieżnika do włożenia maksimum energii, aby już pokonaną w końcu smacznie połknąć.

---

Autor: Krzysztof Łuczyk

Zapraszam na mojego bloga: htpp://krzychu-wszystkoowedkarstwie.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 13 grudnia 2011

Duży leszcz - spławik czy grunt?


Autorem artykułu jest Krzysztof Łuczyk



Sposób na dużego leszcza. Spławik czy grunt? Jaką metodę wybrać? Na co zwrócić uwagę? Czy warto słuchać porad innych, które burzą twoje dotychczasowe techniki, zachowanie się nad kładką w inny sposób niż dotychczas praktykowałeś?


Duży leszcz – spławik czy grunt?

Zazwyczaj wykorzystuję obie metody równocześnie, chociaż bywa i tak, że pokuszę się tylko na łowienie z gruntu.

Metoda spławikowa.

Łowienie na spławik zawsze sprawia mi radość, bo ciągłe obserwowanie wprowadza mnie w różne nastroje. Z jednej strony koncentracja, skupienie, gotowość do reagowania, z drugiej zaś do rozbudzania ciągle to nowych stanów emocjonalnych – ruszyć wędkę, poczekać, obserwować jeszcze, podjąć natychmiastową decyzję i po prostu zaciąć. Można dodać jeszcze wiele innych odczuć, które mi towarzyszą. Pewnie i każdy wędkujący dołączyłby inne. Niewątpliwie są one wpisane w ten sposób łowienia leszcza, zwłaszcza dużego, bo ten potrafi wprowadzać w stan napięcia. Czasami po prostu wyłoży spławik i zaczyna go prowadzić. Im bardziej szybko, tym więcej myśli chodzi po głowie. Ponadto jeśli przesuwa się w środek jeziora, na głębię, to jestem już pewny, że to właśnie ten nieco większy. Dodatkowe wrażenia wywołuje wędkowanie nocą, gdzie świetlik dobrze widoczny bardzo dokładnie pokazuje kierunek ucieczki ryby.

Jaki spławik.

Wybieram zazwyczaj spławik dłuższy, w zależności od fali na jeziorze i od tego czy łowię w dzień czy w nocy. Najczęściej o wadze od 2 – 3, 5g (bez dociążenia). Taki rodzaj spławika pozwala dobrze zaobserwować jego przytopienie bądź wyłożenie. Duży leszcz zazwyczaj się nie bawi i od razu wyłoży i prowadzi, chociaż bywało i tak, że bawił się i to dosyć długo, aż w końcu zdecydował się na smaczną przynętę i odpłynięcie. W tym momencie mogę być niemalże pewny, że przy zacięciu poczuję opór. Nie zacinam jednak zbyt mocno, zwłaszcza w nocy, gdy nie widzę czy ryba ma jakiś luz na żyłce czy nie.

Łowienie leszcza z gruntu.

Pomimo tego, że jestem przekonany do obu metod łowienia, spławikowego czy z gruntu i uważam, że efekty mogą być podobne, to znam kolegów, którzy przekonują mnie do łowienia gruntowego, zwłaszcza w nocy. Zalecają, żeby nie łowić na spławik z świetlikiem. Nie pozwalam zbytnio na to, aby odebrali mi tę przyjemność, ale na pewno chodzi mi to po głowie i przyznam, że te uwagi, przynajmniej w jakiejś części, wziąłem pod uwagę. Jakie? Chociażby to, żeby nie otwierać puszki z kukurydzą na kładce, nie stukać czymkolwiek, zachowywać się naprawdę cicho. Ponadto, aby zakładać więcej niż jedną rosówkę, najlepiej przez siebie „upolowane”, dobrze je zawiesić na haczyku, aby się same nie uwolniły, zabezpieczyć nawet białym robakiem czy ziarnem kukurydzy, a przydaje się to zwłaszcza, gdy posłucham i tego, żeby po jakimś czasie ciszy po prostu delikatnie podciągnąć przynętę. Można rzeczywiście się miło zdziwić - przekonałem się o tym osobiście.


---

Autor: Krzysztof Łuczyk


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 11 grudnia 2011

Jesień - dobry czas na drapieżnika.


Autorem artykułu jest Krzysztof Łuczyk



Jesień, to dobry czas na dużego drapieżnika. Czasem trudno zdecydować się na wyprawę, bo coraz bardziej zimno i krótszy dzień, ale przełamanie wszystkich barier stających na drodze może nas bardzo miło zaskoczyć i uczynić wędkowanie tego dnia naprawdę emocjonującym i pełnym wrażeń.

Jesień – czas, który może niejednego wędkarza zaskoczyć. Dni stają się coraz krótsze i chłodniejsze, coraz bliżej stan zimowego uśpienia, które ogarnia nawet wędkarza, ale na pewno nie drapieżnika. To czas drapieżników. Czas dla wędkarzy - spinningistów. Czas dla dużych ryb, które rzeczywiście „myślą”, że jesteśmy zbyt senni i nas przechytrzą.

Szczupak okazały zawsze mi się kojarzy z jesiennym łowem.

Szukam go zazwyczaj na płyciźnie, przy trzcinie i zaroślach. Szokuje mnie zazwyczaj o tej porze swoją agresywnością, ale i przemyślaną walką – zwłaszcza duży szczupak wzbudza tyle emocji, że zmarznięte ręce i zimny nos nie są w stanie zniechęcić, aby kontynuować tę niezwykłą grę. Duży szczupak nie trafia się zbyt często, trzeba mieć wiele cierpliwości, wybrać odpowiednią porę, trafić na dzień dobrych brań – niekoniecznie proponowanych przez wędkarskie kalendarze, a i pewnie nabrać doświadczenia, by tego szczęścia nie zaprzepaścić. Zawsze się zastanawiałem i zastanawiam do dziś, dlaczego najczęściej spotykałem go na płyciźnie? Może dlatego, że właśnie tam zawsze jest trochę słońca, które przyciąga drobnicę, a wtedy drapieżnik czuje się komfortowo, bo nie trzeba zbytnio tracić energii i czuć się „królem” wśród wielu innych ryb? Całkiem możliwe.

Niezawodne jednak zawsze były okolice trzciny.

Nigdy praktycznie nie przepłynę obok trzciny obojętnie. Przyznam, że czasami zniechęcony brakiem efektów rzucałem jednak na głębię, w pobliże jakieś widocznej roślinności i nie jeden raz miło się zaskoczyłem.

Pomocna echosonda.

Na bardziej otwartej wodzie, blisko jednak brzegu, wykorzystuję echosondę, która pokazuje mi przede wszystkim głębokość i spady – dołki, które często są miejscem, w którym czai się drapieżnik. Nie jest tutaj tak do końca ważny ciężar blaszki czy rippera, bo można prowadzenie przynęty regulować spiningiem, ale im płycej, tym częściej sięgam po lżejsze i mniejsze „smakołyki”. Gdy uda się trafić w porę żeru, szczupak zaatakuje przynętę prowadzoną bardzo płytko, nawet niekiedy tuż po plusknięciu w wodę. Trudniej o zadowalające efekty w dzień, w którym drapieżnik nie żeruje i czaji się gdzieś na głębi. Wtedy uzbrajam się w cierpliwość i łowię znacznie mniej, ale niekoniecznie bez skutku – można zaskoczyć się i wielkością i wagą oczekiwanej zdobyczy.

Gumowe przynęty.

Warto zwrócić uwagę na to, że gumowe przynęty mają często tylko jedną kotwiczkę. Można wówczas uzbroić ją w jeszcze jedną dodatkową, ale jeśli pozostaniemy przy jednej tylko, to konieczne jest mocne w miarę przycięcie i uważanie, by przy holu nie popełnić błędu. Na pewno nie poprawiać zacięcia i nie dać szans drapieżnikowi na to, aby poczuł luźną żyłkę czy plecionkę. Nawet przy wyskoku ryby nad wodę musimy czuwać, aby tego luzu nie poczuła, bo wykorzysta go na pewno i pozostanie nam tylko wzdychać, że taki duży okaz, a jednak przegrałem.

---

Autor: Krzysztof Łuczyk


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 8 grudnia 2011

Uwalniacz przynęt spinningowych


Autorem artykułu jest Olsen



Uwalniacz przynęt spinningowych. Nie wyobrażam sobie nie mieć go ze sobą podczas wypadów spinningowych. Uratował tyle moich ulubionych przynęt, że będę mu wdzięczny do końca swoich wędkarskich dni.

Świetna miejscówka, woda wlecze się nie dając poznać, co ukrywa na dnie. Puszczam wobler pod pas trzcin, czuję, że schodzi głębiej, czuję jego tyrkanie na szczytówce. Nagle jest, zacinam, wędką gnie się w parabolę i….kolejny zaczep. Wabik z serii Executor, w kolorze płoci, został na dnie, kilkanaście złotych polskich również. Tego dnia zerwałem jeszcze kilka Meppsów, straty oceniam na kilkadziesiąt złotych – a przecież mogło do tego nie dojść, gdybym odpowiednio wcześniej wyposażył się w uwalniacz. Następnego dnia bez cienia zastanowienia zamawiam gadżet ze strony importera.
Chciałbym Wam po krótce przedstawić jak to ustrojstwo się prezentuje, w jaki sposób z niego korzystać oraz czego się ustrzegać by wykorzystać jego efektywność w 100%. Zaczynamy od początku. Na rynku na dzień dzisiejszy tylko dwa uwalniacze cieszą się sporym powodzeniem – polski Grom oraz kanadyjski Snagaway . Różnią się innym patentem na uwalnianie przynęty. Grom łapie tylko za krętlik, Snagaway również za wabiki. Mnie do gustu przypadł ten drugi, i to ten chciałem Wam zaprezentować. Zestaw składa się z linki o długości 20 metrów, plastikowej obudowy i szpuli oraz metalowego uwalniacza.
Linkę nawijamy na plastikową szpulę, zabezpieczając odpowiednim węzłem. Szczególnie łowiący z łodzi na głębokich zbiornikach powinni zadbać o to by żyłka była przywiązana do szpuli. Łowiący na rzekach mogą sobie ten zabieg darować.Węzeł łączący element metalowy z linką musi być odpowiednio wytrzymały. Proponuję zastosować popularny węzeł spinningowy 3 końce. Trzyma mocno i pewnie. Element metalowy składa się z dwóch części – gniazda oraz zapadki, pełniącej rolę chwytaka.
Podczas montowania linki na zapadce zwróćcie uwagę by nie przechodziła ona pod gniazdem tylko opierała się na jego krawędziach, w innym przypadku uwalniacz nie będzie mógł zacisnąć się na przynęcie (przy pierwszym montażu strzeliłem taką gafę, jakież było moje zdziwienie dlaczego uwalniacz nie łapie wabika). Nacięcie w kształcie litery U służy do przewlekania żyłki, po to, by znalazła się ona w środku gniazda, dzięki temu możemy zsunąć uwalniacz do miejsca zaczepu. Kąt padania kija to tafli wody około 70-ciu stopni. Czym mniejszy ten kąt tym trudniej będzie uwalniaczowi zsunąć się w dół. Nie bez znaczenia jest również odległość, uwalniacz traci na swojej efektywności w miarę zwiększania się dystansu między wędkarzem a zaczepionym wabikiem. Do 5 metrów odległości, przynęty można uwolnić bez większych problemów, powyżej tej odległości pojawiają się problemy z zsunięciem się uwalniacza po żyłce, zwiększa się kąt między żyłką a wędką, występują większe siły tarcia na żyłce oraz opór wody. Wędkując z łodzi na zbiornikach problem jest jakby ominięty, zawsze możemy podpłynąć pod miejsce zaczepu i spuścić uwalniacz w dół. Na rzekach lub zbiornikach gdzie wędkujemy z brzegu efektywność uwalniacza jest już ograniczona, mimo to nie przekreśla to jego zastosowania w moim wędkowaniu. Zawsze mam go w plecaku i prawie zawsze, choć raz ląduje w wodzie. Jako ciekawostkę dodam, że udało mi się kiedyś odczepić przynętę z …drzewa. Podrzucając woblera pod linię brzegową niefortunnie trafiłem w gałęzie, pozostało rwać lub spróbować zastosować uwalniacz. Trochę podskoków i ciętego języka pod nosem przyniosło skutek, wobler wrócił bez większych uszkodzeń do pudełka. Błędnym jest myślenie, że uwalniacze niszczą przynęty – mnie nie zdarzyło się by w sposób drastyczny naruszyć korpus czy lakier woblera. W przypadku przynęt gumowych uwalniacz może je uszkodzić wtedy, kiedy złapie za wabika, przy złapaniu krętlika - gumę wyciągniemy bez naruszonego korpusu. Z obrotówkami jest podobnie, może dojść do wykrzywienia drutu, na którym jest montowana paletka jednakże w przypadku złapania za krętlik obrotówka jest nienaruszona. Po stokroć wolę odzyskać naruszoną gumę lub wirówkę czy nawet zniszczoną doszczętnie jakąkolwiek przynętę niż zostawiać „złom” w wodzie. Dla przykładu, dany odcinek rzeki odwiedza miesięcznie 100-tu spinningistów, niech każdy z nich zerwie w tym czasie tylko jedną przynętę – zobaczcie ile dziadostwa zostawiamy. O kasie nie wspominając.
Kiedyś stosowałem przypony o mniejszej wytrzymałości niż wytrzymałość linki głównej (jak rwać to przypon lub węzeł). Miałem kilka takich przypadków, że pękał przypon podczas szarpania się z uwalniaczem (uwalniacz łapał wtedy tylko za krętlik). Proponuję stosowanie przyponów o wytrzymałości 7 lub 10 kg , wówczas jest pewność że wabik złapany za krętlik będzie pewnie wyciągnięty na powierzchnię.
To tyle, co chciałbym Wam zaprezentować. W internecie znajdziecie sprzedawcę na Polskę tego wynalazku, produkt oryginalnie zapakowany importowany z USA. Cena nie odstrasza, w moim przypadku zwrócił się podczas jednego wypadu. Nie wyobrażam sobie nie mieć go ze sobą podczas wypadów spinningowych. Człowiek się przyzwyczaja tak samo jak do okularów polaryzacyjnych – to po prostu trzeba mieć w swoim arsenale.

---

Ryba Życia


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Okoń Nasz Po-Wsze-Dni


Autorem artykułu jest Olsen



Najczęściej łowiony drapieżnik naszych wód. Wszystkożerna ryba, o której nie można powiedzieć że nie weźmie na jakąś przynętę. Garbus, Pasiak - czyli po prostu Okoń nasz powszedni.

Pasiak, garbus czyli okoń, chyba każdy z nas spotkał się z tą przepięknie wybarwioną rybą, chyba każdy zaczynał od niego przygodę ze spinningiem, chyba każdemu było dane poczuć siłę i charakter tej jakże popularnej zdobyczy. Okoń jest jedną z najpopularniejszych ryb w naszych wodach, więc zastanówmy się chwilę nad przyczynami tej popularności
Po pierwsze występuje prawie wszędzie od małych stawików prze glinianki, jeziora, zbiorniki zaporowe po rzeki i to zarówno te duże jak i małe ciurki. Dodatkowo adoptuje się do prawie każdego środowiska wodnego. Żyje zarówno w ciepłych zamulonych zbiornikach jak i w rwących górskich potokach z krystalicznie czystą i zimna wodą czy też w przybrzeżnej strefie morskiej ze słona wodą.
Po drugie możemy go łowić cały rok. Okoń nie ma okresu ochronnego i do tego dobrze żeruje o każdej porze. Wiosną, gdy inne drapieżniki są pod ochroną spinningiści uganiają się za okoniami, latem pada łupem wędkujących urlopowiczów a zimą, kiedy nie sposób dobrać się do innych ryb okoń świetnie bierze z pod lodu.
Po trzecie można go poławiać różnymi metodami. Okonie padają zdobyczą wędkujących metodą spławikową i gruntową, jak już pisałem łowi się go też na lodzie, ale najczęściej świadomie jest celem spinningistów.
O spinningu chciałbym trochę tutaj napisać. Zaryzykuje tutaj stwierdzenie, że okoń jest rybą dość łatwą do złowienia, ale tylko jeśli chodzi o osobniki małe i średnie dlatego też okoń dla niejednego adepta sztuki spinningowej bywa pierwszym samodzielnie złowiony trofeum.
Duże dorodne garbusy to już godny przeciwnik, którego trudno spotkać na swojej drodze a świadome i regularne łowienie sztuk w granicach 40 cm jest domeną naprawdę niewielu wędkarzy. Najbardziej skuteczną metodą na okonia jest boczny trok ale nie o tym chciałbym pisać.
Dobra teraz trochę o moich sposobach na okonia. Wstyd się przyznać, że choć wymądrzam się tu na jego temat to dość rzadko jest celem moich wypraw spinningowych. Głównie uganiam się za pasiakami wiosną kiedy inne drapieżniki są pod ochroną, często jest dla mnie przyłowem przy połowie szczupak czy sandacz . Tym nie mniej kilka pasiastych rybek już w życiu złowiłem, co pozwala mi podzielić się z Wami pewnymi spostrzeżeniami. Wydaje mi się, że jeżeli poszukujemy dużej sztuki (35cm i więcej) to możemy sobie odpuścić boczny trok. Tą metodą, przynajmniej ja nie złowiłem nigdy sztuki większej niż 30cm mimo iż próbowałem czasami przeciągać po dnie nieco większe od paprochów twistery. Dla mnie połów okoni to jigownie i to niekoniecznie małymi przynętami tzw paprochami wieszanymi na mikro główkach. Wędzisko jakiego należało by użyć powinni być raczej długie i delikatne ale ja nie trzymam się sztywno tej zasady i zamiast typowej okoniowej wklejanki łowię spinningiem o c.w. do 18g i akcji szczytowej. Do tego raczej niewielki kołowrotek z cienką plecionką lub żyłką. Na końcu linki obowiązkowo zakładam wolfram gdyż trzeba się liczyć z możliwością ataku szczupaka.
Dla mnie przynętą nr1 na okonie jest guma. Najczęściej używam kopyt i twisterów wielkości 5-7 cm zbrojonych na główkach o gramaturze od 4 do 7g w zależności od głębokości łowiska. Ta wielkość przynęty gwarantuje nam że nie będzie jej atakować okoniowi młodzież bo przecież nie chcemy kuć małych okonków ale naszym celem są większe osobniki tego walecznego gatunku .Gumy prowadzę skokami po dnie trzymając wędkę uniesioną do góry. Bardzo ważnym jest aby mieć ciągły kontakt z przynętą dlatego podbijam ją z nadgarstka po czym podczas opadania bardzo wolno kręcę kołowrotkiem. Zapobiega to wybrzuszaniu się linki, przez co lepiej czujemy branie na kiju. Takie powolne zwijanie podczas opadu ma jeszcze jedną zaletę a mianowicie spowalnia ten opad dając czas rybie na podpłynięcie i zainteresowanie się przynętą. Gdy przynęta opadnie na dno można ją podbijać od razu bądź też przeciągnąć jednym lub dwoma obrotami kołowrotka po dnie zbiornika. Wzburzany podczas takiego przeciągania obłok z osadów dennych może też sprowokować pasiaka do ataku na naszą przynętę. Jeszcze słowo o zbrojeniu gum w główki jigowe. Jako że okoń płynie za swoją ofiarą i atakuje ją do tyłu staram się zbroić gumy w nieco większe haki tak aby kolanko znajdowało się nie w korpusie gumy ale na wysokości mniej więcej 1/3 ogonka. Takie zbrojenie powoduje że łatwiej nam jest zaciąć ryby, szczególnie te, które tylko podgryzają przynętę Brania możemy się spodziewać w zasadzie w każdej chwili, podczas opadania gumy i podnoszenia jej do góry gdy okoniowi upatrzona zdobycz ucieka z przed nosa.
Hol okonia może nam dostarczyć dużych emocji ponieważ ryba ta jest niezwykle silna i waleczna a z kilogramową sztuką będziemy mieli na pewno więcej roboty niż z przedstawicielami innych drapieżnych gatunków tej wielkości.
Okoń to ryba stadna w stadzie żyje i poluje. Wiele razy się o tym przekonałem, gdy łowiąc jednego pasiaka posyłałem przynętę w to samo miejsce i po chwili meldował się drugi a czasem trzeci i więcej. Pamiętam jak 10 lat temu nad jeziorem Plusznym zlokalizowałem stado okoni to po zacięciu jednego dziesiątki innych wyrywały mu gumę z pyska podczas holu a że woda była tam bardzo przejrzysta mogłem to wszystko obserwować z łodzi.
Tak więc moja rada jeżeli złowisz jedną sztukę to poluj w pobliżu bo jest szansa że natkniesz się na następną. Duży okoń to już jednak samotnik, ma swój teren który patroluje więc jeśli złowimy życiową sztukę to raczej nie oczekujmy że obok będzie stał drugi takich samych rozmiarów.
Gdzie szukać okoni? Chciało by się powiedzieć że wszędzie bo prawie w każdej części zbiornika możemy się na niego natknąć. Tak prawdę mówiąc to wytypować miejsce przebywania okoni każdy musi sobie sam bo według mnie nic tak nie cieszy wędkarza jak rozpracowanie łowiska i zdobywanie doświadczeń na kolejnych wyprawach. Z moich obserwacji wynika i nie będę tu pewnie odkrywczy że okoń lubi się zapuszczać na blaty na których przebywa drobnica ale jeszcze częściej możemy go spotkać na spadach które prowadzą z tych blatów na głęboką wodę.
Tytuł tego artykułu jest dwuznaczny, bo choć okoń jest tak powszedni że może go łowić każdy i wszędzie to dużych przedstawicieli tego gatunku z roku na rok drastycznie ubywa z naszych wód. Wynika to poniekąd z jego popularności i powolnego wzrostu. Okoń rosną bardzo wolno i dopiero w 7-8 roku życie osiągają długość 25cm. Często popularne garbusy nie są w stanie dorosnąć do tego wymiaru gdyż kończą żywot wywleczone z wody na bocznym troku. Pamiętajmy że jeśli chcemy mieć możliwość zmierzenia się z dużym okoniem musi on mieć szanse dorośnięcia do odpowiednich rozmiarów. Darujmy więc życie małym okonkom, aby mogły podrosnąć i cieszyć nas emocjonującym holem dużej sztuki. Swego czasu była też przeprowadzona krucjata przeciwko okoniowi przez „poprawiaczy natury”. Pamiętam jak dziś te brednie powtarzane przez starych wędkarzy, że okoń to szkodnik bo wyjada ikrę i narybek innych gatunków, pamiętam te nerwy wędkarzy spławikowych i gruntowych, że to zmora bo połyka głęboko robaka i nie dopuszcza innych ryb(czytaj większych). Dziś mam swoje zdanie na ten temat, że największym szkodnikiem jest ten kto chce interweniować w naturę i to w taki głupi sposób. Obawiam się że wielkie stada pięknych garbusów które niegdyś pływały w naszych wodach nie szybko się w nich odrodzą więc szczególnie my wędkarze powinniśmy zadbać o okonia abyśmy mogli łowić dorodne okazy „po wsze dni”

---

Ryba Życia


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 4 grudnia 2011

Szczupak z Gliny


Autorem artykułu jest Olsen



Na terenie każdego miasta znajdą się glinianki, które pozwolą nam na realizowanie naszej pasji w środku tygodnia. Wypad na szczupaki, po pracy, dzięki bliskiemu sąsiedztwu glinianek staje się możliwy.

Glinianki, wyrobiska pożwirowe i inne podobne “doły często omijamy szerokim łukiem. A ja wręcz przeciwnie, właśnie nad takie wody chciałbym wszystkich zaprosić i zwrócić Waszą uwagę. Zwłaszcza jesienią, kiedy dni się szybko kurczą.
Wiem, wiem .. zaraz pojawia się głosy, że to żadna przyjemność, że kacze dołki, że duża presja, wrzaski, krzyki i tłumy ludzi ale zapewniam Was, że jesienne temperatury wypędziły już znad wody rozkrzyczaną młodzież a spacerowiczów i wędkarzy w środku tygodnia można liczyć na palcach jednej ręki jeżeli w ogóle jakichś uda nam się spotkać

ŁOWISKO


Właśnie glinianki są wodami nad które możemy wyskoczyć po naszych obowiązkowych zajęciach i powędrować na popołudniowo-wieczorne łowienie. Na terenie każdego miasta znajdą się glinianki, które pozwolą nam na realizowanie naszej pasji w środku tygodnia. Jak sama nazwa wskazuje glinianki to zalane wodą doły pozostałe po wydobyciu gliny.
Czym się charakteryzują owe łowiska? Ano bardzo dużą głębokością sięgającą często kilkunastu metrów . Drugą bardzo ważną cechą są strome szybko opadające zbocza. Właśnie na tych stokach wśród podwodnej roślinności na przepływające stada drobnicy czatują szczupaki, które będą celem naszej wyprawy.

SPRZĘT


Zanim przejdę do omawiania wędek, kołowrotków i przynęt zatrzymamy się chwilę przy odzieży. Woda w gliniankach jest wodą czystą i o dużej przejrzystości a my będziemy polować na ryby czatujące w strefie przybrzeżnej dlatego nasz ubiór powinien być wkomponowany w otoczenie. Nie radziły bym wybierać się nad glinianki w jaskrawych bluzach lub spodniach bo ryby szybko nas wypatrzą i albo odpłyną albo staną się nieufne i nie będą atakowały naszych przynęt. Wkładajmy więc odzież moro lub w kolorach zielenie i koniecznie zachowajmy nad woda ciszę aby nie spłoszyć kaczodziobych. Druga bardzo ważna rzeczą w naszym ubiorze są buty. Aby dotrzeć do wody często będziemy musieli schodzić ze stromych wysokich skarp o glinianym podłożu, jeżeli jeszcze dodamy do tego trochę jesiennego deszczu to zamiast schodzić możemy zjechać niczym z Kasprowego na nartach i zakończyć to kąpielą, która o tej porze roku nie należy do przyjemności. Dlatego też musimy się zaopatrzyć w obuwie o dość wysokim traperze, najlepiej wiązanymi za kostkę co pomoże nam uchronić ją od skręcenia na śliskiej nawierzchni .
Dobra przejdźmy do rzeczy bardziej ciekawych. Po pierwsze wędzisko, raczej długie w przedziale 2,5-3m. Będziemy czasem łowić w miejscach trudnych, wśród krzaków i trzcin i dłuższe wędzisko pozwoli nam optymalnie podać i poprowadzić przynętę. Ja osobiście używam wędki o długości 2,7 m ale jak ktoś dysponuje tylko krótszymi to też połowi może nie we wszystkie miejscach ale jednak. Jako że mamy do czynienia z głębokimi dołami będziemy potrzebowali ciężkich przynęt a co za tym idzie nasze wędzisko musi być do tego przygotowane. Optymalny ciężar wyrzutowy to 10-30g. Ja używam dwóch wędzisk jedno ma parametry 9-18g, a gdy decyduje się na większy kaliber wyciągam drugie 15-45g.
Kołowrotek – każdy ma swój i z pewnością się nada ale nie ma co przesadzać ani w jedną stronę(1000) bo może nam zabraknąć linki ani w drugą (5000) bo jest ciężki i szybko zmęczy nam się ręka. Tak więc reasumując kołowrotek klasy 2000-3000 jak najbardziej jest wskazany. Żyłka czy plecionka? Odwieczny dylemat spinningisty rozwiążemy tak – niech każdy łowi na to, na co mu wygodnie. Dawniej łowiłem na żyłkę i stosowałem średnice w granicach 0,20-0,25 teraz stosuję plecionkę mniej więcej 10kg wytrzymałości.
Na co będziemy łowić? Ja zdecydowanie polecam gumy. Twistery rippery i kopyta to przynęty, które idealnie nadają się do wędkowania na głębokich łowiskach. Ich podstawową zaletą jest to, iż możemy je szybko sprowadzić do dna i w miarę precyzyjnie prowadzić tuż nad nim. Aby to sprowadzanie do dna nie trwało całe wieki należy uzbroić nasze gumy w główki jigowe o odpowiedniej gramaturze. Ja stosuję główki w przedziale 10-20g w zależności od rodzaju i wielkości gumy, mniejsza gramatura będzie odpowiednia do twisterów i małych gum a im większa guma tym gramów na główce przybywa. Kolorystyka przynęt to następny temat morze i każdy z Was ma na pewno w swoim pudełku jakiegoś szczupakowego killera. Jeśli chodzi o moje doświadczenia z połowami na gliniankach to wyszedłem z niezbyt odkrywczego założenia, że przynęta powinna jak najbardziej przypominać naturalny pokarm drapieżnika. Jako że szczupaki odżywiają się głównie płocią i okoniem mój spinningowy arsenał zdominowały gumy w kolorach przypominających te dwa gatunki, czyli różnego rodzaju perły i zielenie. Co ciekawe zauważyłem jeszcze jedną prawidłowość, że na perły łowiłem więcej sztuk ale rozmiarowo były mniejsze, na zielenie zaś ilość poławianych esoxów nie powalała na kolana ale za to ich rozmiary były dużo większe. No ale w tej materii namawiam Was do eksperymentowania i wypróbowania własnych sprawdzonych wzorów i kolorów bo mogą się okazać bardziej łowne niż te których ja się kurczowo trzymam od lat.
Co do innych przynęty typu wobler, obrotówka, wahadłówka czy jerk to powiem szczerze, że wypróbowywałem ale z marnym skutkiem. Jedynie obrotówki dawały mi jako takie wyniki ale sprawdzały się głównie w płytszych partiach a takich na gliniankach nie ma zbyt dużo. Tak więc reasumując dla mnie połów na naszych śródmiejskich dołach równa się połów na przynęty gumowe i chyba nic tego szybko nie zmieni.

MIEJSCE I METODA


Jak już pisałem wcześniej z moich obserwacji wynika, że szczupaki nie przebywają na środku glinianki ale trzymają się blisko brzegu i tam ukrywając się wśród podwodnej roślinności polują na swe ofiary. Co prawda zdarza mi się czasami zaobserwować na środku widowiskowy atak szczupłego na stado płoci wygrzewających się w ostatnich promieniach jesiennego słońca ale te potwory żerujące w toni są raczej poza naszym zasięgiem i złowić takiego to w mojej opinii tak jakby trafić szóstkę w totka. Dlatego też możemy odpuścić sobie przeczesywanie całego zbiornika i skupić się na osobnikach przebywających w strefie przybrzeżnej.
Mój sposób połowu przypomina nieco łowienie sandaczy z opadu ale z pewnymi różnicami. Przynęty posyłam do wody rzutem prostopadłym do brzegu na dość niewielkie odległości a następnie podciągam je nad dnem na granice stoku.
Teraz dopiero zaczynam właściwe jigowanie podbijając przynętę z nadgarstka i pozwalając jej swobodnie opadać ale nie do tego stopnia aby dotykała dna. Nie opuszczam przynęty do dna z dwóch powodów. Po pierwsze szczupaki stojące na stokach atakują przynęty od dołu i opukiwanie nimi dna powoduje, że są one dla drapieżcy mniej atrakcyjne, po drugi stoki glinianek są często usiane różnymi przeszkodami typu kamienie, jakieś zatopione krzaki czy powalone drzewa a to stwarza duże niebezpieczeństwo utraty przynęty. Czasami wykonuję też rzuty wzdłuż brzegu i staram się poprowadzić przynętę mniej więcej w połowie stoku w tym przypadku po podbiciu cały czas delikatnie kręcę kołowrotkiem, co pozwala utrzymać gumę na odpowiedniej głębokości.
Brania najczęściej następują w końcowej fazie opadania, kiedy guma wolno zbliża się do dna i tuż po poderwaniu, kiedy szczupak z wielkim impetem atakuje uciekającą mu sprzed nosa zdobycz.
Jeszcze dwie małe uwagi. Brania szczupaków często następują tuż pod naszymi nogami i mamy wtedy rybę na tzw. krótkim dyszlu, aby jej nie stracić musimy pamiętać o dobrze wyregulowanym kołowrotku. Ja czasami też w takich sytuacjach ratuje się otwarciem kabłąka kołowrotka przy jednoczesnym uchwyceniu linki i kontrolowaniu jej wysnuwania aż rybka odpłynie sobie na bezpieczną odległość.
Druga spraw to podbieranie ryby, uważam, że wybieranie się na glinianki bez podbieraka nie jest zbyt rozsądne. Brzegi są śliskie i strome brak jest miejsc gdzie swobodnie można zwodować zdobycz a podbieranie rękoma może zakończyć się utaplaniem w błocie lub co gorsza kąpielą w zimnej wodzie.
Dobra nie będę tu czarował i powiem, że szczupaków na gliniankach nie jest zbyt dużo zresztą chyba nie tylko tu ich pogłowie w ostatnich latach drastycznie spada. Mimo wszystko coś tam w tych dołach pływa a teraz jest najlepszy okres, aby się o tym przekonać. Liczę na to, że ten artykuł zachęci Was do odwiedzenia naszych glinianek a zawarte w nim wskazówki przydadzą się Wam w odniesieniu wędkarskiego sukcesu. Sukces ten przyjdzie Wam jednak okupić wieloma godzinami spędzonymi nad wodą ale myślę sobie, że to przecież lepsze niż przesiadywanie popołudniami przed telewizorem.
Na koniec jeszcze apel, kiedy już uda Wam się już złowić piękną sztukę z gliny zwróćcie jej wolność aby mogła obdarzyć te łowisko licznym potomstwem i abyśmy za jakiś czas mogli poławiać tam okazy czego sobie i Wam serdecznie życzę.



---

Ryba Życia


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 3 grudnia 2011

Co to jest wędkarstwo? Rodzaje wędkarstwa


Autorem artykułu jest zuczek


Artykuł wyjaśnia pojęcie "wędkarstwo" i jego rodzaje oraz opisuje na czym polega każdy rodzaj wędkarstwa. Ciekawy i pouczający artykuł. Mam nadzieję, że zainteresuję czytelników.

Wędkarstwo – rodzaj hobby, zajęcia rekreacyjnego i sportu polegający na łowieniu ryb na wędkę.
Wyróżnia się sześć rodzajów wędkarstwa – w każdym z nich używa się innej, odpowiedniej metody wędkowania i przystosowanej do wybranej techniki łowienia wędki:
1) Wędkarstwo morskie
2) Wędkarstwo muchowe
3) Wędkarstwo pod lodowe
4) Wędkarstwo spinningowe
5) Wędkarstwo spławikowo-gruntowe
6) Trolling
Wędkarstwo morskie – to rodzaj wędkarstwa, w którym poławia się ryby morskie na wędkę z pokładu łodzi, z brzegu plaży lub z nabrzeża portowego. Zazwyczaj, pod tym pojęciem rozumie się wędkarstwo kutrowe, polegające na łowieniu z pokładu łodzi.
Wędkarstwo muchowe – metoda wędkowania, która polega na poławianiu ryb na sztuczną muszkę.
Wędkarz, muszkarz, posługuje się tu wędką muchową wędką zaopatrzoną w kołowrotek muchowy oraz jednym z trzech rodzajów specjalnej linki nazywanej także sznurem. Podstawowe rodzaje linek muchowych to pływająca (ten rodzaj używany jest najczęściej), tonąca (używa się; linek tonących z różną szybkością, od kilku do kilkunastu centymetrów na sekundę) oraz pośrednia (która może pełnić funkcję; pływającej lub powoli tonącej, w zależności od techniki prowadzenia sznura i jego uprzedniego przygotowania do połowu przy pomocy specjalnych smarów). Są też sznury pływające z tonącymi końcówkami o długości do kilku metrów. Do sznura, dowiązany jest przypon składający się ze związanych ze sobą kilku odcinków coraz cieńszych żyłek, na końcu którego wiąże się sztuczną przynętę, którą jest na ogół imitacja owada, zwana muszką, sporządzona przez uwiązanie na haczyku kombinacji piór, nici i innych materiałów (np. przędzy, sierści, sztucznych włókien czy gąbki). W wędkarstwie muchowym zwykle nie stosuje się obciążenia, choć ciężar muszki rzadko przekracza ułamek grama. Wędkarz zarzuca muszkę wykorzystując ciężar i bezwładność sznura oraz sprężystość wędziska.

Wędkarstwo pod lodowe to rodzaj hobby i sportu, polegający na połowie ryb spod lodu. Praktykowane na zamarzniętych akwenach. Zasady połowu w Polsce regulowane są przez Polski Związek Wędkarski, zawarte w Regulaminie Amatorskiego Połowu Ryb PZW
Spinning – metoda sportowego połowu ryb na wędkę przy użyciu wędki, kołowrotka i sztucznej przynęty polegająca na naprzemiennym zarzucaniu jej i ściąganiu za pomocą kołowrotka. Wędkarz wykonuje także wabiące ruchy wędziskiem tak, aby ruch przynęty jak najbardziej przypominał ruch chorej, przestraszonej rybki. Metoda spinningowa służy przede wszystkim do połowu ryb drapieżnych (sandaczy, szczupaków, okoni, sumów itd.) Ostatnio jednak niektórzy wędkarze wyspecjalizowali się w łowieniu na spinning ryb, które zazwyczaj odżywiają się pokarmem roślinnym i bezkręgowcami np. wzdręg.
Wędkarstwo spławikowo-gruntowe – to rodzaj hobby i sportu, polegający na połowie ryb z brzegu lub łódki. Wędkarz do połowu ryb używa wędki (wędek). Metoda spławikowa polega na zamocowaniu na żyłce łownej: spławika, obciążenia spławika, aby unosił się na wodzie i jednocześnie zanurzył przynętę na odpowiednią głębokość i haczyka. Metoda tylko gruntowa polega na zamocowaniu na żyłce łownej tylko ciężarka i haczyka (ew. koszyczek na zanętę). W metodzie gruntowej stosuje się różne systemy wabienia ryb zanętą umieszczoną w tzw. koszyczku zanętowym. Zasady połowu w Polsce regulowane są przez Polski Związek Wędkarski, zawarte w Regulaminie Amatorskiego Połowu Ryb PZW.
Trolling – metoda połowu ryb drapieżnych polegająca na ciągnięciu wędką przynęty na żyłce lub lince za łodzią. Ruch przynęty imituje ruch ryby i prowokuje do ataku. Przez pewien czas metoda była zakazana w Polsce, obecnie dozwolona.
Bardzo popularna przy połowie ryb morskich, skuteczna również w wodach śródlądowych.
---
http://zuczek-wedkarstwo.blogspot.com/

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 2 grudnia 2011

Wędkarskie, nie tylko przyjemności…


Autorem artykułu jest Piotr Stryjczak


Sezon wędkarski się rozpoczął, właściwie z krótkimi przerwami trwa przez cały rok. Jeśli w danej chwili nie możemy łowić jednych gatunków ryb ze względu na ich okresy ochronne, możemy łowić inne. A i metodę połowu ryb można dostosować do aktualnej pory roku.
No ale nie o sposobach i metodach połowu ryb chciałem mówić. Problem jest bardziej poważny, śnieg się rozpuścił i odsłonił całkowicie naszą, szarą rzeczywistość, która pozostała po minionym sezonie turystycznym. Kiedykolwiek jestem nad wodą, gdzie chciałbym spędzić na łonie natury miło czas, spotykam tam dookoła różne walające się po zaroślach nieczystości a wędkarz zanim przystąpi do wędkowania ma obowiązek wyzbierać wszystkie śmieci na swoim stanowisku wędkarskim, mówi o tym pkt 5 obowiązków wędkującego w wodach PZW zawartych w Regulaminie Amatorskiego Połowu Ryb, pozwolę sobie go zacytować: „Wędkarz zobowiązany jest utrzymać w czystości stanowisko wędkarskie w promieniu minimum 5 metrów, bez względu na stan, jaki zastał przed rozpoczęciem połowu”. Jak widzicie dobrzy ludzie, wędkarze nie tylko rozdeptują wały przeciwpowodziowe jak to stwierdził w mediach pewien polityk ale przede wszystkim dbają o czystość nad wodą.
To, że jest pewna grupa ludzi, którzy nie potrafią się odnaleźć i funkcjonować w innym środowisku, jak tylko w takim, które przypomina im wysypisko śmieci i najlepiej się wtedy czują, jak wokół nich samych fruwają na wietrze papiery i plastykowe reklamówki, jak w miejscu gdzie się kąpią pływają plastykowe butelki i puszki po piwie, zamiast wziąć tą fruwającą reklamówkę i pozbierać dookoła śmieci. Przecież to aż tak wiele nie kosztuje.
Człowieku wypoczywający nad wodą, czy nie lepiej byłoby zorganizować piknik na łonie natury z miejscem oddzielnie wydzielonym na śmieci, czy nie przyjemniej się odpoczywa wtedy, kiedy dookoła jest czysto? Najgorsze jest to, że gdy się popatrzy znajduję się również śmieci, które pozostawiają po sobie wędkarze, no bo trudno jest stwierdzić, kto zostawił butelkę, czy wędkarz czy turysta ale plastykowe pojemniki po robakach nie zostawiają ci, którzy grillują i spożywają kanapki nad wodą.
Będąc nad wodą zawsze zastanawiam się dlaczego tak jest, dlaczego tak musi być i trudno mi znaleźć odpowiedź na to pytanie. Chyba najlepiej byłoby gdyby też funkcjonariusze publiczni, którzy mają prawo kontrolować wędkarza nad wodą i mają prawo ukarać go mandatem między innymi za brak porządku na stanowisku wędkarskim, powinni również zacząć karać też tych, którzy grillują nad wodą a wokoło walają się i to nie tylko ich własne śmieci.
Człowieku przebywający nad wodą zamiast robić z reklamówek latawce a z butelek plastykowych okręty, może lepiej byłoby przeznaczyć te reklamówki na śmietnik i wypełnić je tymi właśnie walającymi się dookoła śmieciami a wracając z wypoczynku wyrzucić je po prostu do kosza na śmieci. Czy to aż tak wiele kosztuje?
Człowieku odpoczywający nad wodą, nie myśl tylko o tym jak smakuje piwo ale też pomyśl o tym co zrobić z tą puszką po tym piwie, chociażby tylko dla tego, żeby ryby się nie pukały w głowę i nie zadawały sobie pytania, co za zwierzaki bawią się nad tą wodą?
Mamy taką piękną przyrodę, nasze krajobrazy zachwycają nie tylko artystów, jednak możemy się zachwycać tym pięknem tylko z daleka bo gdy przyglądniemy się bliżej nasz zachwyt od razu znika.
Pozdrowienia dla wszystkich…
---
Zapraszam również wszystkich na stronę:
http://www.szczupaksandacz.blogspot.com
http://ogrodowypomysl.blogspot.com
Piotr S.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 1 grudnia 2011

Opad i sandacz


Autorem artykułu jest meps



Jak skutecznie łowić sandacza pomimo że jest to ryba dość trudna do złowienia. Odpowiedź jest prosta opad,technika trudna ale możliwa do do opanowania.


Opad to dość trudna technika gdyż wymaga od wędkarza ciągłej koncentracji i umiejętności (ryby nie wybaczają bylejakości szczególnie sandacz). Nie mniej można ją opanować i łowić z dobrym skutkiem. Przejdźmy zatem do technik:

1-opad klasyczny-wyrzut, blokada linki tuż przed wpadnięciem do wody, wybranie ewentualnego luzu i opad do dna. Kij trzymamy na wysokości wzroku następnie wykonujemy podbicie kołowrotkiem lub kijem i kołowrotkiem w zależności od łowiska (na rzekach ze średnim uciągiem wystarczy sam kołowrotek) i opad. Czynność tą powtarzamy aż do wyjęcia gumy, cały czas pamiętając by nie zostawiać luzu na lince (umownie plecionka lub żyłka). Podbijając można trochę pokombinować tzn. poderwać gumę gwałtowniej lub lżej. Można unieść ją wyżej i wydłużyć opad lub stosować krótki i agresywny opad, robiąc tzw. burzę na dnie. Stosując tą technikę można wymyślić cały arsenał sztuczek bo nigdy nie wiadomo co akurat może zadziałać zresztą większość wędkarzy ma swoje patenty, ale to wszystko zależne jest od pomyślunku i wyobraźni każdego z nas. Trzeba jednak pamiętać że kwintesencją tej techniki jest dobór odpowiedniej gramatury główki igłowej a na to nie ma gotowego przepisu ważne jest jednak by mieć dobry kontakt z przynętą. Podczas wędkowania warto co jakiś czas zmieniać główkę na inną o innej gramaturze (nie gumę tylko główkę).

2-szorowanie dna-Jest to bardzo prosta metoda nie mniej często bardzo skuteczna. Wykonujemy wyrzut i pozwalamy na opad (jak wyżej). Mając przynętę na dnie nie podbijamy jej tylko podciągamy ją do siebie kijem natychmiastowo wybierając luz. Tu też mamy pole do popisu naszej wyobraźni. Można podszarpywać gumę do siebie krótko i agresywnie imitując spłoszonego kiełbia, można przeciągać przynętę bardziej dostojnie lub wykonywać skoki dłuższe lub krótsze w zależności na co będzie chciał nasz drapieżnik zareagować.

3-piła-Jest to technika opadowa do łowienia ryb żerujących w toni. Stosuję ją często przy połowach nocnych. lecz nie tylko, świetnie się sprawdza w dzień na okoniu,dawno temu zauważyłem że często okonie te przez duże O żerują w toni a przy dnie siedzą pizdrygały (te mniejsze).Piła wygląda jak klasyczny opad, różni się jedynie tym że nie pozwalamy przynęcie opaść na dno,po prostu podrywamy przynętę tuż nad dnem wynosimy ją do góry i pozwalamy na opad. Przynęta w toni rysuje zęby piły. Tak jak w każdej innej technice jakie to będą zęby zależy tylko i wyłącznie od łowiącego, jego pomysłowości i wyobraźni.

---

meps


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl